niedziela, 12 czerwca 2011

No i zaczęło się...

Rozmawiałam ostatnio z A. Mówi, że jak dziewczyna w moim wieku nie ma męża/ chłopaka/ kogośtam, to strasznie cierpi i czuje się niezrealizowana jako kobieta. Ja mu na to, że nieprawda, wcale nie cierpię. Na co z kolei on, że tylko tak mi się wydaje, bo mam za dużo zajęć na głowie, i nie zauważam, że cierpię.
Zastanowiło mnie to. No bo czy ja naprawdę cierpię i nie się do tego nie chcę przyznać, czy nie cierpię, bo jestem dysfunkcyjna? I dlaczego niby miałabym okłamywać samą siebie? Nie mam nikogo, kto byłby dla mnie ważniejszy niż ja sama. Nie mam nikogo, kto byłby mi bliższy. Nie oszukiwałabym kogoś tak dla mnie ważnego.
A może...? A może naprawdę siebie nie znam? Może schowałam się tak głęboko, że już się nie widzę? Tylko czy wtedy on mógłby mnie widzieć wyraźniej, prawdziwiej, widzieć mnie w ogóle?
Ot, zagadka. Więc co? Więc blog. Żeby mieć siebie przez chwilę na widelcu. Żeby zobaczyć siebie za rok z innej strony, zerknąć wstecz i sprawdzić, kto miał rację.